Głodne dusze odchodzą głodne.

1.8.11

Har-Magedon

Sacrum i profanum: święty Paweł i Gaweł.
Nie ma kompromisów, kiedy piecze i kłuje.
Zatknij flagę wolności, rewolty, miłości
dokonanej szybko, bez kunsztu.

Każdy to ocean: płynie w nas światło nie prąd.
Studnia bez dna, tak nisko można upaść. Powiesz
zezwierzęcenie, ale nie trafisz w dziesiątkę
inną niż na tarczy zegara,

bo potrzeba nam wilków, kiedy orła dziobią
kruki, kiedy orła dziobią wrony, gdy sępy
nasze żrą wątroby. Spalone w locie ptaki
i ich samotnych gniazd trwanie.

Delfiny: kamienie wyrzucone przez fale
na brzeg. Z otwartymi brzuchami wędzą się już
kolejny dzień. Dzieci krzyczą, puszczają kaczki,
a wieloryb szuka powrotu.

Zagubiona pszczoła: cząstka wielkiej rozpaczy
umiera daleko od domu, już nie krzyczy.
Na chodnik spadł motyl jak śnieg. Pierwsza ofiara
tej wojny umiera po cichu.

- - -


Zatruta studnia. Ostatnio, jakoś mniej piszę. Nie wiem dlaczego, ale boję się, że boję się pisać, boję się słów. Jakby oplotły mnie jadowite żmije. Dawniej wystarczył dźwięk, inspirujący wers, myśl, widok, lub powidok. Dziś nie wystarcza. Teraz już nie. Głupio pisać o starzeniu się w tym wieku, nie licząc istoty tęczówek. Głupio o braku motywacji, a raczej wstyd. Głupio i o wstydzie mówić. Coś jak oplatająca rezygnacja, lub strach przed uwolnieniem siebie. Nawet nie ucieczka, ale zabawa sześciolatka w chowanego przed dorosłymi. A przecież nie tędy ja.  
Ja przez okno uciekam z krzykiem.