Głodne dusze odchodzą głodne.

30.1.10

12:37 Opalenica-Poznań
Zimno-niebieski krajobraz popołudnia i cisza typowa dla małomiejskich peronów. Biel znaczy przestrzeń. Linie trakcyjne milcząco obwieszczają nieskończony horyzont zdarzeń i nawet dobre z natury światło dnia jest natarczywe, kiedy przedziera się przez arktyczne masy powietrza. Granica między niebem i ziemią zaciera się. Wiatr gęstnieje wymieszany z dymem, bo jakiś skurwiel ogrzewa swoją rodzinę odpadami. To miasteczko jest za małe dla tylu kominów, dla tylu nałogowych palaczy. Dwunasta: trzydzieści siedem. Po szynach na stare śmieci.




3.1.10

Zima

Nie ma wydartych pojęć: cisza, światło, bóg pisany z wielkiej litery. Gra współczesny walc i on też jest symbolem; zimowym zbiegiem okoliczności uciekającym od niewiadomej w absolutnym równaniu, które przecież nie istnieje bez ludzkich wartości: domu, drzew, wróbli i placu. Ani bez tego chłopca, co pochyla się do pocałunku jak do muszki karabinu o zimnych, czerwonych policzkach stali i drucianych błąd włosach.
Naciska zmysłowo spust.
Jest rano, z placu odlatują ptaki. Miejski szabrownik wciąż zmaga się z wózkiem, zimą i porcelanową zamiecią.

Oto Waltz