Głodne dusze odchodzą głodne.

20.11.11

Ars poetica

istnieje prosta droga dla ciebie prosta droga
by iść nie dojść wciąż wiernym
jak pies niedoli konać

ten czas jak barbituran niedobry czas dla ptaków
my wciąż będziemy trwali
nie znając innych strachów

a chłód co stopy gryzie aniołom przeniebieskim
ten sam co noc na szczycie
jest jakby bardziej ziemski

tak my jaskółki burzy nisko latając śnimy
bijąc skrzydłami przestrzeń
nasze koszmarne winy

wszak wiesz kochanko ciszy jak ciemność od światłości
rozdzielić boskim tchnieniem
i żyć w pełni wolności

wszystkie rozbite lustra rozbite dusz pragnienia
znajdują ujście w tobie
jak Styks w nicości przemian

i ślady które po nas zostawi chart nadziei
będą krzyczeć te słowa
wierzyli i zginęli


- - -

Są chwile, kiedy rzucasz wszystko byle nie siebie pod oczy świateł nadjeżdżających aut. Zmagam się z eskapizmem. Skutek różny, aromat różany, prawie jak gorzkich migdałów. Cierpko na języku, kiedy płoną lasy gdzieś w oddali. To wszystko jest jak owi ptacy, co lecą przez lata bez lądowania. Chwała im, chwała nam.
Gloria Victis.




16.11.11

Ludzie bez uzależnień, a wrażliwi są najbardziej odważni. Bez łańcuchów przyzwyczajeń i rytuałów zmagają się co dzień ze światem, nie uciekając.

Każdy papieros to dwanaście łez, wódka w kieliszku ma słony smak, gromki, kpiący śmiech ocieka niewypłakanym wzrokiem. Ucieczka w aktywność, nietwórczą destrukcję. I nie ma w tym nic złego, powiemy, to ludzkie, normalne, mając w tym swoją rację.

Istnieje pewna subtelna granica pomiędzy pielęgnowaniem swojej zwierzęcości, pierwotności, animistycznego charakteru, a przełamywaniem własnej natury. Podobnie - istnieje subtelna granica pomiędzy niszczeniem natury, a pokonywaniem jej. To drugie to rozwój, gdy pierwsze to destrukcja. Pokonywanie własnej natury jest zgodne z nią samą. Niszczenie własnej natury to ignorancja. Granica jest cienka, ale wyraźna.

Eskapizm to pułapka. Bierność to pułapka. Jak za zimno, to można odmrozić sobie palce, jak za ciepło, to można się poparzyć. Trzeba znaleźć odpowiedni moment równowagi. I tu pojawia się problem. Ten moment równowagi istnieje tylko na matematycznym schemacie, w rzeczywistości esencją jest zbliżenie się do niego, a raczej sam proces zbliżania się. A więc zmiana. Od aktywności do bierności. Od bierności do aktywności, jak wahadło zahaczając, ale nie mogąc się zaczepić na stałe o punkt równowagi.
Gówno prawda.

A gdzie jest prawda-prawda? Zwyczajnie nie wiem. Może w procesie szukania jej, miast w znalezieniu, tak jak piękno życia ponoć ma nie tkwić w magii chwili, ale w codzienności, tak bliskiej naturze. A może tu i tu? Może potrzebna jest taka hipokryzja, żeby móc czuć się człowiekiem? Doskonałość sztuki otrzymuje się w zamian za takie kalectwo ? Może w życiu chodzi o to, żeby być trochę niemożliwym ?

Okres buntu, jesteś jeszcze młody. A ja odpowiem znów - gówno prawda. To nie ja jestem młody, ale ty jesteś stary, jeśliś przestał się zastanawiać nad sobą i przyjął bardziej lub mniej bezkrytycznie pewien system ideologiczny po to, by móc w spokoju się ustatkować plus minus po trzydziestce.

Bo masz rację - zadręczanie się nie ma sensu, nie znajdę odpowiedzi pewnej. Ale chcę zahaczać o prawdę i nie wyrzekać się tęsknoty za pięknem. Chcę ją przeżywać, pielęgnować, płakać, nie zgadzać się, nie uciekać i nie stać w miejscu, śnić ją bez obrony. Tęsknotę, ostatni bastion żalu, że na końcu jesteśmy sami. Że umrzemy milcząc, jak drzewa stojąc.

I że co najgorsze, żaden eskapizm nie wchodzi w grę.




14.11.11

A

sny ostatnich nocy uciekają
daleko daleko poza postrzeganie
kochane postrzeganie
nie trafiam słów klnąc

echa zgliszcz umiera czas
ja mrę koniec wieku kropka
ja już umiera słaby
substytutów nie pozbywam się

zapalam znicz zniszcz zniszcz
oczy świateł szydercze krzyk
amen amen ja bez winy ja grzesznik
strumień gór czysty jak struna A

koniec synu koniec twoje księstwo
stracone we mgle trzymaj się sensu
poza sensem ucieczka w nieznane
w typowe dla ludu w niemość

ryk jelenia wśród skał jak huk morza
JA nie wytłumaczę żadnej z metafor
ale jeśli czujesz jestem Twój nagi
bezbronny nie umiem śnić boli

Pani Wolf, to nie przypadek
ja żyję dzięki Pani to nowa część
świata jak gatunek drzewa
ballada więc niech powie ktoś

kurwa ja nie żyję nie żyję
krzyczę tłukąc porcelanowy
zestaw konwenansowy jedwabnik
przędzie sieć jak ośmiobóg

nieświadomość toczy wojnę
bez kunsztu jak każda wojna
nie ma siły na przejście
nie ma siły by iść

wrzask unosi głowę amen
amen amen amen
to już czyste szaleństwo
forma procent sto

nie umiem przestać
bizonów stado na prerii
jeśli odkryjesz klucz będziesz
jak to stado jak milion słońc

uspokajam oddech standardowo
środek i drgawki nie nie
zasługuję nawet na czkawkę
nie radzę sobie

z formą autorytetami
miłością światem ze sobą
sylabami sylenami ulicą
położoną jak głowa

pstryk szybko jak zdjęcie
niechciane dziecko aborcja
myśli nikt nie myślał
wcześniej o poezji w ten sposób


- - -

Nie wiem nic i umiem tyle samo drgawek. Ta struna krzyczy, boże jak strasznie. Eskapizm. Umiem mówić już tylko hasłami, jeśli chcesz zrozumieć zbliż się do boga drżę. Czerpcie póki nie zabrano mnie, ja filtr na rzeczywistość, ja filtr papierosa, ja filtr. Czas ginąć, nawet jesień zamarza, tylko ja słabo-mocny, czerwono-niebieski. Gdzie jesteś, gdzie jesteś, kiedy ja. Wiem, że dam radę, ale dlaczego dałeś mi tak cienką zbroję i tak gruby charakter?


 
  

6.11.11

Potwornie tęsknię do piękna.

Nie do obrazów zgrabnych snów liter dźwięków drzew liści smaków. Do czegoś większego niż łaskotanie duszy, urywanie kończyn. Do ostatecznego zmagania się z naturą tęsknię, do znalezienia się w sytuacji tak bardzo pierwotnej, czuję pęd. Do ostatecznego sprawdzianu, w którym liczy się albo całe życie, albo cala śmierć, do matury prostych ludzi. Najsmutniejsze, najbardziej przygnębiające jest to oszukanie losu, przedwczesna znajomość prawdy o pustce, jaka przychodzi gdy spełni się ostatnie rozdanie.Trzeba nauczyć się patrzeć, fakt posiadania oczu jeszcze o niczym nie świadczy. A czasem trzeba się po prostu wypisać, gdy zacięte usta tęsknią do niebytu.

Dawniej to pisanie, to była taka dziecięca potrzeba wyrażenia siebie, zwrócenia uwagi, udając że wcale zwrócić uwagi się nie chce. No i kontestacja, wkurwiactwo. Później przyszły uczucia i sprawy poza zmysłami, aspekt świata yin, damskość. Widzenie spraw niezatapialnych i niezgoda. Ten żarzący się bunt powoli dostawał ciepła, płonęły lasy. Dzisiaj to już piekło. Utajona moc, zamknięta w wątłej trzcinie idea kosmosu, energia atomu. Powoli pisanie przestawało być przyjemnością samą w sobie, stawało się rodzajem terapii - jesienniały endorfiny w hormony popiołu. Przyszedł czas, by autoterapia stała się na dobre funkcją pisania. To też minęło. Nie ma już dla mnie terapii. Dzisiaj pisanie to już niszczące uzależnienie, zamknięte w sercu jak komar w bursztynie, co niesie w sobie kroplę żalu.

Kroplę tęsknoty do piękna, kroplę wiedzy, że nie da się zachować siebie i żyć w zgodzie, bez biczowania bliźnich. Czy to prawda tak boli, mądrość starych dębów? Dlaczego boicie się cierpieć? Dlaczego, psy i suki Pawłowa, czujecie tylko ból, a nie widzicie jak twarde stają się wasze kolana? W ostatecznym rachunku i tak chodzi o manichejską walkę i lęk przed śmiercią.

A ja dalej potwornie tęsknię do piękna.