Głodne dusze odchodzą głodne.

23.4.12

bohatrowie romantyczni

życie nie jest książką
fikcja literacka żyje swoim życiem
podmiot liryczny śmieje się w głos

bohaterowie sztuki alfabetu
romantyczni giermkowie
tutaj pracowicie produkują
silniki długopisy volgswageny

umierają w oddali wrzasku po pojęku
niedotknięci różą śnią dobre sny
spadają razem z gwiazdami

werter umierał przez kilka stron
roland hektor gilgamesz straceńcy wersów
żyj aż wsypią twoje prochy w morze
choć to i tak zbyt godne dla zimnych czaszek

nie można żyć w książce ale ty żyj
bądź ostatnią literą przecinkiem między
wersami podłużnym znakiem przestankowym
na kształt ust co wierzą we własny wrzask




22.4.12

prawda

od szulerskich kości znaczonych kart
gorszy tylko szlak niepewna droga
hermes czy weles szuler tarota
igrający z losem tak jak jakub

abracham ale przecież on ufał
a ja wpadam już w rezonans z liśćmi
kiedy kolejne wojska idą przez
most spalony za sobą tak jak rzym

gdy pożar jest ciepło neronom słów
gdy powódź spragniony napoi dech
huragan zastąpi wicher żaglom
trzęsienie nada urbanistom trzos

taki los coś się kończy na zawsze
papierowa łódeczka odpływa
lasy i ziemia znikają z wiatrem
płomień na kiju świeci włóczęgom

zostawisz w oddali ładne i złe
fałsz mowy obrócisz w pieszą prawdę
milczysz i milczysz za długo już dmie
ten wiatr zły wiar w złocistym  morzu  drżeń




latawce

chwyciła moją dłoń i zaczęła
płakać nie rozumiem tej prekognicji
ale wiem jedno jeśli przyjdzie czas
założę buty złożę ubranie

nie sprzedam się po raz pierwszy drugi
trzeci upadnę i krzyknę wilkiem
zawyję w powietrze w zawieję
na wiatr szlak wyjdę zwieję oddechem

zdmuchnę świeczkę jeśli można zdmuchnąć
świeczkę dwa liście spadają z drzewa
przez wiatr niesione listy z zapisem
całej historii istnienia lasów

a my będziemy trwać blisko albo
z odległości prądów morskich słonych
jak lizaki pamiętasz byliśmy
mali wtedy liczyło się tylko

gwiazdy czasem spadały teraz czas na
nas bo one w końcu spadły tylko
po to żeby spaść a my spadliśmy
żeby spać a więc śpij spokojnie zgaś




21.4.12

kruki na bieli granatowe zabawki
ponurzy anieli codziennej ślizgawki

Tam daleko - gdzieś - jest Twój powrót do domu.
Budzę się, drżę i spoglądam przez okno; pociągi na północ i południe odrobinę poniżej horyzontu - są. Białe niebo przykryte całunem i ptaki. I widzę ostatnie - między budynkami sunie moja nieobecność. Kieruje się za miasto jakby uciekała z obozu uchodźców. Mija więc dantejską bramę, zostawiając za placami napis.
Nadzieje w kieszeni i czereśnie.

A kieszenie dziurawe jak dorosłe latawce.


przez trzydzieści lat bez wytchnienia
zabijaliśmy w sobie sumienia
tak jest






16.4.12

Chciałbym nie spać, ale wiem, że muszę.
Co za okropny imperatyw:

kot zjadł ptaka i zostały po nim tylko
pióra




8.4.12

o mijaniu

nic nie pachnie dwa razy tak samo
zapisane w szklanym notesie lat
i innych pór roku najwyższych pór
bo chyba coś się kończy to znaczy

coś się rodzi skurcz czujesz jak kopie
nosisz w sobie szkło jak patibulum
coraz wyżej w drodze do gwiazd
na miejsce czaszki wody odeszły

i stoisz zimny mojżesz patrząc w dal
dzielisz czas na było jest przez zero
nie godzi się ta historiozofia
siny freud i jego élan vital