Głodne dusze odchodzą głodne.

18.12.14

entomologia

jest taki owad
o którym wystarczy
że nie może a żądli

chyba w odwecie za
przedłużające się subimago




17.12.14

ad went

pali się
świeca

święcą

w galeriach
na kasach
w galerach
zakuci w łańcuchy
choinkowe

chciałbym coś na twe
złote włosy anielskie
poradzić
może olejek jojoba
masło shea
gratis szampon
z eko odżywką
(lista zakupów w telefonie
szampon z odzywką
ciekawe czy mają
jakieś pyskate kosmetyki
pewnie byłoby ci w takim
do twarzy)

może jakiś krem albo ewentualnie balsam
bo kremacja owszem ale prawo zabrania
się rozsypywać (zwłaszcza przed emeryturą)
więc może proste balsamowanie
a jak mi nie starczy to maleńką bombkę
gdzieś w centrum w południe




3.12.14

umotywowanie

tu już nic nie powstanie
piszę to bez emocji
jak wypchany drapieżnik

dziecko postmodernizmu
konceptualizmu
i izmu w ogóle
jakby przyszedł czas na bunt
i nawet jest wobec czego
ale nie ma buntu

jest bunt z niemieckiego
kolorowy
świat pełen ras i marek
czerwona coca-cola
niebieski facebook
nadgryzione przez ewę
srebrne jabłko
czarne wszystkie logotypy
na behance

chyba trzeba się zaangażować
tak na osiemdziesiąt procent
bo wciąż mam pewne obawy
o niesmak i realność potrzeb

zaangażować w kontestację
w kontekst
albo w kontest
jutro coś wybiorę
gdy się wszyscy zmotywujemy
do snu








24.11.14

unieobecnienie

siedzę i patrzę
siepacze
stawiają
smartfony za tabletki

nie żyją
złe dzielnice
jedno żyć się
powinno
drugie zamknięte w ustach
wypuszczane co noc na podwórko
pali się ioioioioio
stróż pożarny
gasi iskry w serduszku
taki miły i nienachalny

zamykają bramę
listy osób przegranych
na kartę sim
to koniec

halo halo tu ziemia
tu nieba nie widać
nieba nie ma
niema ziemia
nie bo nie o be cne
nie ob ce

czas sypać kopce
czas sypiać wieczniej




23.11.14

***

widma hotelowych ścian
przekąsek i zmian w systemie
twierdzą zaległe wojny




17.11.14

* * *

jestem gotów do dalszej drogi
wszystkie inne są
zbyt bliskie




7.11.14

na chorobę

Ja się unieobecniam
zrywami kaszlu gaszę
zły żar.

Żartuję, 
nie ma takiego
akwenu.

Mare Tenebrarum?
Taka rada jest warta
prasy codziennej.




5.11.14

pęcherzyki

Opuszczam siebie i trudno mi
będzie bez tego autobiografizmu
ego co go nikt poza mną nie pozna.

Zaprzyjaźniliśmy się poniżej poziomu
morza. Tyle wody, ile można
to nawet sam boży syn przecie nie wie.

Piękne są kwiaty i piękne niebo.
Takie credo. Bez podziału sylab kłócę się
z trudem. Przyjdź i pojmij to i mnie.

Mówię z tobą litrami alkoholu
brunatnego jak wodorosty na słońcu,
literami niepojemnymi w śmierć.






28.10.14

femme fatale

zdarza mi się mieć ją na jedną noc
czasami mam ją nawet po kilka razy
nigdy kiedy ja chcę zawsze kiedy ona
robi ze mną takie rzeczy że nawet teraz mi
wstyd

nie zostaje na śniadaniu
wychodzi kiedy zasypiam
jak periodyk albo jak dusza z ciała
nieraz jest nieobecna kiedy już całkiem w niej jestem
i czuję się spokojny

trudno przestać o niej myśleć
i trudno by się rano obudziła tuż obok
gdy się poznaliśmy nie mogłem uwierzyć
w to co się na jej temat wygaduje
ci co rozpowiadają kalumnie
nigdy z nią chyba nie rozmawiali

nigdy nikogo nie skrzywdziła
nawet mnie choć mogłoby się wydawać inaczej

nie opuścimy się tak czuję
nawet gdy przyjdzie przekroczyć bramę dantego
z nakazem porzucenia




rzeka

jeszcze nigdy alejka
nad rzekę nie prowadziła
się tak lekkomyślnie
w dół

łatwo zgubić się o drogę
więc sypię okruszki szkła
w tym celu piłuję
duszę

idę ciemną ubitą ziemią
z nadzieją że żadne rajskie
ptaki nie zadziobią się
na zawsze




26.10.14

litania

spadają chyba gwiazdy
z nieba anioły bez śniadania
walczą o dusze

chciałem ci powiedzieć że
rośnie tu takie drzewo cis
które może nas zabić
zabrać do świata korzeni

tymi czerwonymi kulkami
demony rzucają w ludzi
mądrzy jedzą tylko osnówkę
anioły nie jedzą wcale

nie mają ani chwili
spisują liczniki czasu
na straty

niemądrzy jedzą nasiona
liście robinii i drzazgi z krzyża

matko boska od zasypiania
matko boska od nocy i świtań
matko boska od czasu do czasu

w niebo mnie weź
z przęsła mostu




23.10.14

u mnie dobrze

życie mi się układa
do snu




zewnętrzność

zew
wnętrzności




21.10.14

zryw

muszę iść
okraść sklep
taki z marzeniami
martwych ludzi

okraść własny sklep
święty ironii
módl się
za mną

tam są dusze w proszku
w tabakierkach
stać mnie było na nie
więcej niż jedną

święty święty
dlaczego zawodzisz
w tę noc




golgota

nie potrzebuję spaceru
lasem wiosną wolnym krokiem
brakiem słów
brukiem sław

tylko kropli
gęstej jak smoła 
kropli

destylatu czy absolutu 
z płuc

niewiary w podmiot liryczny
jednego snu tego co
od dwudziestu jeden gram
lat 

przywykam do stanu stałego
materii chrystusowej jak pustynia

rodzę z siebie przez podział plechy
kolejne geniusze nowe imperia
stany zjednolicone

ogłaszam przedwyborczo
że idę po granicy i nie mogę spaść
na dno cyrku ani z lewej ani z prawej

ze mną mój kompan kompas
on nosi krzyż kierunkowy
nastawia kolejne stacje
na każdej sobie upadamy
a na ostatnich częstotliwościach
to już trudno wytrzymać
żeby się tak nie poukładać wreszcie
do grobu




panie

ja go chcę zrozumieć
ale zrozumieć nienachalnie
tam jest dużo światła
w wierszach
i to nie jest światło biegunowe
powiedziałbym - ani czerwone ani zielone
tylko takie o
widmo wzruszeń




20.10.14

tremor

zapytany zostałem
pozostałem
że czujesz i co

zgładziwszy się
po głowie ja na to
dzisiaj chodzą mi po niej
święte pamięci
zmarli i godzinki

oni pachną czymś innym
ani tabaką ani wojną
nie wiem co czuję

ani tych zmarłych nie znałem
może jednego może dwu
z jednym karmiłem kaczki
a z drugim już nie żyjemy

niedaleko odpływa
rzekę odgania wiosłem
w snach mi się zjawa
i zmusza do niewysypania się

zanika jak starówki
i przepaść

zaczekaj
zostaw
nie gaś






szkoda słów

słowa mogą wyrządzić szkodę




święci

on poszedł siedzieć
a ona wisi
nad głową
bo ją wkręcił

i się bezmyślnie lampi
w ten ekran
a żarówka 
nie świeci

nie świeci

tacy są dzisiaj
poeci




13.10.14

imię kwiatu

niektóre dźwięki są chłodniejsze niż chodniki
wtedy pobudzam do życia sikorki i wróble
i wszystko wydaje się być na swoim miejscu

i inne zmysły działają mocniej niż zwykle
wtedy jestem tak osobisty jak poeci w latach '90
albo transcendentaliści mówię prosto i mocno

tak że nikogo to nie obchodzi prócz mnie i kilku
co myślą że to do nich i często mają rację
a ja wolałbym nie pamiętać tych kilku imion

wtedy krzycząca cisza w wietrze mówi do mnie
jesteś piękny i wielki i możesz wszystko
a ja jej nie wierzę nie ufam kocha nie kocham

bo jak mógłbym po wyrwaniu wszystkich płatków
mówić słowa wzniosłe to łodygi suchej i marnej
choć to ona zachwyca mnie więcej niż róże




3.10.14

tabaka

dusza w proszku
o zapachu jedenastego
przykazania na temat pewnych rzeczy

znaleziona w kieszeni tabakierka
mały pokój z duszą w środku
z wojną na zewnątrz

jak jasny piach ze szlachetnego
dna oceanu w który wsiąkło
przez lata za dużo naszej krwi

surowa siena kolor bliski naturze
choć nie wiem czyjej bardziej
ma zapach i to jest zapach śmierci

ma zapach i on się roznosi 
w domu na granicy światów gdzie 
mieszkają myszy i obłąkani




23.9.14

krótka forma jesienna

głód który
czasem
się nie najada

nie pokój
raczej wielki strych
co mym w sercu

to są dwa stany
które chciałbym potrafić
zmieścić w haiku




15.9.14

przemiany

jeśli gdzieś pod lodowcem
wodę zamienia ktoś w wino
a wino zamienia się w ocet 
to wiem gdzie mnie szukać

powietrze wieczorem jest zimne
jeżdżę nocami i autobusami 
niezbywalny jak narzędzie
co je któryś z demiurgów
zostawił w brzuchu
- melodia zaszyta

o świcie widzisz mnie w rydwanie
a to wszystko nieprawda
bardziej karawan
albo karnawał
danse macabre

później 
w okolicy południa
w okolicy splotu
czujesz jak grzeję

i gdy już powietrze zrobi się zimne
i mgła zapada
w sen

wtedy nikt nie słucha
- mogę mówić jak 
bardzo nie umiem pisać 
o pięknie




12.9.14

***

dziś płoną dachy
światłem wezwanym przez świt
i miejskie ptactwo




11.9.14

***

o pewnym brzasku
nad rzeką leciały dwa
ostatnie ptaki




10.9.14

* * *

z nieba spadł dziś bóg
w deszczu oczyścił miasto
już chyba jesień




8.9.14

* * *

dziś zasnę w ciszy
żeby na nowo odkryć głos
po przebudzeniu




6.9.14

pandora

to moja modlitwa o światło i trunek
nosisz mnie między jednym a drugim
żebrem jak włócznię

wiesz ja już nie jeżdżę do anny marii
zbyt wielu poetów zmarnowało życie w pociągach
wypowiadali się jakby nie było na daremno

sumienie moje jest bezcenne dostałem rachunek
nie miałem czym zapłacić więc schowane głęboko
traktuję jako skarb najwyższy
obsydianową kulkę
unoszę jak kielich
w górę serce

tam zamknięte przetrwa jeszcze kilka eonów
później historia powtórzy się
a gliniana beczka zmieni patronkę




3.9.14

pauza

kiedy szedłem podziemnym przejściem na drugi koniec światła
do agarthy po odpowiedzi na pytania z gatunku tych zastygłych
nie przypuszczałem że będę odpowiadał za siebie
mniej niż zapisałem na palmowych liściach

módl się za moją duszę w cokolwiek wierzysz i w cokolwiek wierzę
nie ma dnia żebym nie żałował tych kilku kamieni i poetów
coś dziwnego dzieje się z moją skórą przy świetle
zakładam kaptur teraz będę milczał




2.9.14

panie

że nadużywałem twojej krwi
wyrzucałem ciało na śmietnik
jestem człowiekiem też
zrozumiesz

przecież w donbasie
się dzieją takie rzeczy
że i mnie i tobie wstyd
a drugą naturą nie reagujesz

obaj wiemy
jedna natura pokryje to mchem
i zamieni w szlachetne kamienie

jedynie ludzki niesmak
że inni poza nami
nie rozumieją

a jednak ten niesmak
jakby małe gesty
historie pojedyncze
jakby to wszystko zdążyło
porosnąć już mchem

opowiedz swoją historię jeszcze raz
za razem abyśmy
bez przerwy mogli 
zatapiać się w bursztyn




2.8.14

1 sierpnia

siedziała z kocem na kolanach
skrzyżowanie niepodległości i jana pawła
w kartonie miała kolby kukurydzy
sztuka po złotówkę

na wózku żebym poczuł się jeszcze
nie patrzy w oczy żebym poczuł się jeszcze
po złotówkę kolba kukurydzy kup pan
kilkadziesiąt kolb
tyle co lat

tego samego dnia lata temu biegały z kolbami
głupie dzieciaki tak mówią
życie tańsze od kolby
a ona przeżyła
żeby sprzedawać kukurydzę

kupiłbym cały ten karton
tylko nie wiem komu z nas
byłoby o te kolby lżej





29.7.14

fontanna

daleko od granatowych sfer
stoi miasto a w nim dom
okna wychodzą na 
spacer przy fontannie

duch jest zaklęty w kamieniu
tęskni do tego co ty
kiedy nie patrzysz to mruga
pomnik wszystkich zapomnień

zastyga pod spojrzeniem
bo masz węże pochowane
we włosach tak że nie widać
ale słyszałem ich syk 
był jak kołysanka

zimny kamień wychładza duszę
w każdej takiej rzeźbie z matki 
jest podarte skrzydło pszczoły
nim je przygarnę jak włosy
zaśpiewaj mi jeszcze raz
oddech topielców
wycie psów
siną dal




oko

nie macie odwagi
(na dnie oka nie ma jej nikt)
pozostaną popiół w ustach
i trochę czasu

pomiędzy światem a światem
nic się nie wydarza naprawdę
jest tylko nocą cichy dźwięk
jednostajna przezroczystość

tam pod szklanym klifem
jest przepaść nad nią chodzą
którzy mają w oczach obłęd czyli zrozumienie
na dole leżą kości szaleńców




26.7.14

pierworodny

zgniotłem niechcący malutkiego owada
pisząc wiersz
nie będzie mi wybaczone

w źródle słów kąpię się od dwudziestu jeden lat
obmywam ciało
umywam ręce

mój potwór cały jest ze szkła
przezroczysty
uformowałem go sam

w źródle słów kąpię się od dwudziestu jeden lat
zanurzam ciało
słyszę kołysankę

więc jednak mnie nie opuściłeś myślę
pochyla głowę
polewam wodą

w źródle słów kąpię się od dwudziestu jeden lat
woda spływa po szkle
pierwszy raz widzę swój kształt wyraźnie




21.7.14

monochromat

potrzebuję być tak samo
jak byłem sam na sam z krukami
niebieskim płomieniem gwiazd

samotnie rosnącą kępą mchu
na oddalonym skrawku pni
zegarem raczej wyłączonym

razem możemy zbudować dom
na granicy światów ani jednego
z nich nie mając za przyjaciela

cyrkowiec na linie pajęczej
pójdą ludzie
zasną z wodą w ustach

mogę być dalej niż światło
ciemniej niż noc
znajdę w skrawku ziemi

ziarno co przypomni
jak kiełkuje świt
w świecie bez szarych dni




17.7.14

miasto

jest takie miejsce pod którym płonie
ogień a popękane ulice dymią
tam rodzi się chyba zło

syczą proste melodie jakby był grudzień
wczesny poranek na clinton street
wtedy gdy chadzałem po drżącej strunie

jakby to była najszersza arteria miasta
wszystkie jego twarze są we mnie
więc możesz być wolna czyli nie spieszyć się

odjeżdżam szybko przez popękane ulice
przez dym przyjdzie burza wsiąknie głęboko
i ugasi pożar w kopalniach gwiazd

węgiel będzie mokry nie zmieni się w diament
jak kamień w szkło przyjdą ludzie
kopać czarne złoto zamiast poczekać tysiące lat




u

poczuj idzie jesień
inne twarze
szklany duch
czerwone jak krew
nieświadome

kilka dźwięków w harmonii dusze
się daleko jest niepoznane zatracenie
słowa ziemi i cztery żywioły
istnieją i brzęczą
pijane pszczoły

niepokalana dusza
której nie mam jeszcze
bzyczy skrzydłami znaczenia
tracą się
jestem i nie ma
sens




* * *

w oddali
na grani
jest czas

w pobliżu
na niżu
brak nas

spotkamy się między
na czasu krawędzi
będziemy sadzili las




czekanie

chciałem zapytać czy jest tu jakieś gniazdko
z którego nie odleciały ptaki
by podładować
się

przy dźwiękach pni i dni
pnij się pod górę po skałach
bo czas płynie strumyk
wiesz to lepiej ode mnie

nie ma trasy pod ni nad nami
żadnych szlaków
czarnych jak piękno spalenia
czerwonych jak piekło
zielonych

daleko za górą czekasz
jeszcze cię nie znam
lesie o liściach w nawiasie




15.7.14

aniele stróżu mój

słowa z bursztynu
kiedy biją dzwony
wrzucam je do rzeki

na pomoście zima
pod mostkiem płynie
krew z kamienia

kwitną ptaki-planety
w cieniu za nami demony
o bocianich nogach

obłęd w jego gwiazdach
oczy ma na granicy
światów cienkiej jak włos

świtem zda się im zmierzch
bogów są miejsca
tam czas płynie pod prąd

to był sen polnej myszy
wisieć na rzęsach
pod nimi fale

szkłem nie kruszy się kamieni
ze szkła się pije wodę życia
wiecznego amen




1.7.14

granice

jestem na tropie
to co gonię jest tak daleko
że czasem wątpię w owego istnienie

gdy złowię za dwa trzy
wcielenia nie uwierzę i zwątpię
w owego istnienie

te chimery narażają na śmieszność
więc nikomu nie mówię gdy przychodzą
te w które raczej nie uwierzy nikt

dlatego traperzy zawsze
wędrują samotnie
ale w tym nie ma smutku ani nawet fanatyzmu

mamy silne przekonanie że jeden
gest starczy a jedno słowo zburzy
nazywaj nas jak chcesz nawet obłęd

ale wiedz że bywa nam dalej niż innym
i dlatego nasze oczy nie mają dna
że nie widzimy horyzontu zdarzeń

tam gdzie się nieraz udaję jestem sam
i świat jest też szklisty i bez światła

można siedzieć i patrzeć w ognisko cieni






podłączenie 

niewylane książki
niewydane rzeki
one są nami

jesteśmy zapisem przepływu
pamięcią starorzeczy
bez źródła i ujścia
gniją
po szufladach

to o czym chciałbym ci powiedzieć
nie zostanie dla teoretyków literatury
bliższe jest co wrażliwszym fizykom
oni za wiele pokoleń podłączą nas
do prawdy oni napiszą
nie da się zapisać

i właściwie nic się wtedy nie zmieni
może bardziej docenię
poetów
tych z jaskiń




bezczas 

wiele rzeczy jet głazem
czyli wczesny piach
jak ziarno przed wielkim wybuchem
(aspekt czasu)

tak patrząc wszyscy żyjemy w lesie
a nawet w atmosferze gdzie nie ma dla nas
jeszcze tlenu

tak szerokie spektrum
wznieca nieśmiertelność

nie mylę się
jesteśmy wieczni




inaczej

nie ma takich dni
gdy nasze pokolenie
póki co od gitary
odeśpij się

eksperymenty chemiczne
o których nikt nie wie
nie pamięta
a rzeka płynie

muzyka której całej
nie pamiętam
dalej nie pamiętam
nie musi być

w ten sposób uderza się
nie pamiętam ich
pizzicato uderza mocniej




13.6.14

osobowy

to wszystko jest tylko moje
gdy wschodzi nie jeden księżyc
a hologram mówi do nas głośno
nie ma nie ma nie ma nie ma nie
ma nie ma nie ma nie ma nie ma

nie da się zatrzyma
czas
                                      ć
ma
m

a nieodpartą chęć
by gra
                                      ć




1.6.14

widzenie

jestem w stanie
lotnym
miejsce skupienia się
gdzie rzeczy są do siebie zdystansowane

widzę kropki przecinki i one układają się
w ciebie
średniku
znaku zodiaku obcych astrologicznych map

zwiastujesz trochę dłuższy czas
nie masz skrzydeł
nawet takich jak hermes
przemytnik i szachraj

tak samo nieśmiertelny
jesteś jeszcze gorszy

niemy




osy

niosę prawdę
o s o b i e
w kieszeni

prawdę o tym że
byliśmy jesteśmy będziemy

z m ę c z e n i
  z ł ą




* * *

niektórych wierszy
nie napiszę




niemowa

podpalam ptasie skrzydło
i nim odpalam papierosa

obrosłem w pióra
stopione jak plastik
na pewno kiedyś podpaliłeś foliową torbę
albo wkładałeś palce w wosk

więc topię te pióra
one kapią na ciało
i tak ładnie trzaska ogień
jak ptak co nie umiał śpiewać

było nas w historii kilkoro może więcej
daleko poza rogatkami miasta cieni
ja wcale nie jestem ostatni
będą następni i samotni

nasza rola
nabierać ziemi w usta na pytania
w rzeczy które czujemy
i tak nikt nie uwierzy




* * *

rozdział pierwszy
duszy na części
po słowie

wy obrażeń zadałyście
sto os wykutych w skale

oddany do urny
spalony głos
mówi
ja nie mam wyboru
ja muszę

dzielona na kawałki dusza wymaga
podziału ciała




25.5.14

lża dusza

już wieczór i jest chłodno latem
i trzeba się wstydzić poetów którzy wciąż piszą
jakby była połowa lat dziewięćdziesiątych
tęsknią w słowach tak żeby nie było widać

wódka papierosy kobieta jedna i druga i kac
w barze obok dworca w dawnym mieście wojewódzkim
i nic tylko tak siedzą marudzą
piszą krotochwile
paszkwile
wiem wiem
chodzi tylko o to żeby było milej
sobie samemu na duszy lżej

oni wszyscy jak jeden mąż jeżdżą pociągami
aż dziw że jeszcze nie ma specjalnego peronu
i głosu miłej cokolwiek pięknej co by tak aksamitnie
prosił przez megafon

pociąg z października do listopada odjeżdża
na zawsze
podróżnych prosimy o nie bycie na krawędzi
i nie rzucanie się pod koła
losu




12.5.14

prawdziwe

zastanawiałem się nad tym proszę pani
i z radością stwierdzam
nie mam imienia
innego niż mój cień

szkli się w powietrzu
nie pytaj mnie o takie rzeczy
idź za mną i patrz pod nogi
zobaczysz moje imię gdy pójdę
szukać złota o świcie






5.5.14

golemie

wczoraj zrozumiałem mój towarzyszu
bardziej
stawiam litery
bo zagadnienia sztuki
są mi obce
bardziej

gdybym miał pióra to i lęk
na wysokości
i łowił padlinę nurkując szybko do ziemi

gdybym miał łuski to ziemia parzyłaby brzuch
w strachu przed piętą
latałbym jak quetzalcoatl

nie mam ani piór ani łusek
jestem nagi i blaknę
a ty jesteś przejrzysty i masz w sobie twarze ludzi
którzy we mnie żyją a są w tobie
i wieszczą




***

przyjdzie taki dzień
o którym wiem
że to nie dziś




30.4.14

cień

cenię cię
nie jak komesów rzeczywistości
którzy więcej wiedzą niż gdziekolwiek zobaczyli
piewców jedynej prawdziwej sztuki
którym struna pękła
głosowa i przeciągnięta

cieniu pozwól odejść światu
jak arbiter elegancji
spokojnie

cieniu opuściła mnie pogarda
została świętą
nienawiść w oczach
jak feniks

cieniu gdzie jestem tam ciebie nie ma
i niepokoi mnie to od kilku miesięcy
nie mogłeś zgubić drogi ani umrzeć
boję się że planowałeś ucieczkę
kiedy razem spoglądaliśmy w otchłań
i mówiliśmy sobie mogę wszystko

wróć cieniu
bo brak mi takiego kompana
do wszystkiego zawsze
właściwie to będzie dla ciebie
jak spotkanie przy kawie
nie zajmę wiele czasu
a jak już umrę to zamieszkasz
za wzgórzem




22.4.14

promień

są dwie dusze
obie parują z jednego kotła
i śpiewają pamięć świętych
wtedy my byliśmy święci
i bezradni

masz szpilki w źrenicach
myślisz że inni nie widzą
nawet ja

chowasz we włosach dym
wyrzucasz niedopałki
jak złotą nić jak okruszki
czule zajmują się nimi mosty o których śnisz w nocy
z oczami otwartymi ze strachu
odwracając głowę
przez sen niespokojnie wymachujesz
tonąc w rzekach własnych słów
co je spisujesz
na straty
by było czym mówić na jawie

kiedy pojmiesz zło
będzie za późno

ostatni raz świt da ci miłe wspomnienie
ludzie nie wybaczą
bóg nie wysłucha modlitw
ale upomni się o swoje
które bezkarnie wyryłeś na plecach




15.4.14

figowiec

nawet śpiewasz inaczej niż wszyscy
wolno i donośnie
jakby bomby nad miastem

i tańczysz jakby nie było kościołów
ani wojen
chyba kogoś tym obrażasz ale co ja mogę o tym wiedzieć

gdy ja tańczę to jest to walka
szybkość kroków
celność ciosów w brzuch ucho i krtań

i dlatego ty jesteś piękna a ja bezradny
dlatego ja nadaję imiona a ty
zjadasz owoce beztrosko
jedyne co nas łączy to korzenie
drzewa zapominania się tak je nazwałaś
i to ostatnie co pamiętam




golem

taki jeden gest
roztrzaskane niebo

mamy pomiędzy łopatkami
bezkształt mgłę i uśmiech

zanikasz jak wszystko co naturalne
jedyny element ludzki
to ten ciemny punkt na plecach
blizna po urodzeniu
tygiel w którym mieszają się światy
jasne ciemne i te inne
w których jesteś naprawdę

wypadkową
wszystkich które poznałem
osób w drodze
i nie masz piór ani na szczęście łusek

wkładam więc w twoje usta kartkę
z życzeniami nie dla ciebie ale dla mnie
moim życzeniem jest uwolnić się od ciebie
moje życzenie - bądź wolna w której nozdrzach
płynie mój oddech




6.4.14

pusto

niektórzy z nich ginęli w piasku
albo w dymie
ale nie ty
bo tobie jeszcze nie wolno
a to trzęsienie to przestroga
tabliczka z raną
morze bez mew

ślad nie twojej stopy
odkryty po przebudzeniu

niemy ptak
prorok ciszy

wiesz
jest dużo bardziej przytłaczająco
gdzie nie chodzą ludzie
bo to jeszcze nie znaczy że nikogo tam nie ma

babcia mojego przyjaciela powiedziała ponoć
że niektóre ślady na plaży są bezpańskie




którego nie zarąbali

więc było tak
dwoje i pies
a pies to jedno z obojga
tak był traktowany
tak się zachowywał

pieskie życie
z psiej woli dobiegło końca
gdy bijąc kijem
trafił się pierwotny gen
pies zmierzwił sierść

a jak było dalej wszyscy wiemy
zerwany łańcuch wycie do księżyca
symbolu jakby nie było żeńskiego
ucieczka w las drewniana buda
zamieniona na żywe drzewo

którego nie zarąbali

zostałem wyrzucony do następnego akapitu
bękart wdowa czy inny odmieniec
tak z nami robią gdy zamiast żyć z pisania
żyjemy po prostu




dom

jakoś tak się stało że zaświeciło
zapaliło się
jak dom na linii frontu
słońce

nie gaś na bogów
musi spłonąć
nie-miasto

obchodzimy się półkolem
ty tańczysz
ja wilk

ty wokół ogniska
ja obchodzę ciebie
mnie nie obchodzi

nie gaś bo zostaną zgliszcza
pozwól się wypalić
popiół użyźni ziemię

a w zgliszczach
cóż
w zgliszczach hula wiatr
i bywa czarny pomnik

po wojnie przychodzą tam ludzie
odkładają się złogi kwiatów
wiatr zamiast wiać snuje historie
których nikt nie przeżył i nie przeżyje




3.4.14

historia

gdyby istniała naprawdę
błękitna perła oprawiona w księżyc
i lutnia

gdybyście spotkali się naprawdę
utopieni mocniej niż komar w bursztynie

rozstaliście się i nigdy już jej nie zobaczyłeś
a ja nie mogę ci powiedzieć

nie dowiedziałeś się nigdy
że niedługo po rozstaniu
umarła jak statystka na ospę
i ona ciebie wciąż
wiesz
do końca
do płonącego stosu
bezimiennych zarażonych

nigdy się nie dowiedziałeś
tylko błękit nad twoją głową
poblakł nieco




17.3.14

wstyd

domy kultury są bardzo poetyckie
a najbardziej poetycka jest bezradność




droga dojazdowa w Krotoszynie 7.03.2014

jest pusta ścieżka
usypana i się powiększa
i w tle coś słychać
- dźwięki z których zdasz sobie sprawę w ciszy

tą drogą chodziły najpierw owady
teraz idą we dwoje
żeby nie być cynicznym
skończę na tym że idą i że są teraz

i gdy już masz pewien obraz
widzisz szpaler topoli światło lamp
wiesz już że jest być może wieczór
więc czujesz zapach roślin
powiedzmy majowy wieczór
bo w wyobrażeniach spaceruje się raczej w cieple
niż w styczniu

to ja ci mówię że ścieżki nigdy nie było
a jeśli gdzieś istnieje naprawdę w którymś z byłych
miast wojewódzkich to ja tu nie o niej
bo ja takiej ścieżki nie znam nie widziałem
oni we dwoje ją usypali
oni we dwoje po niej idą




10.3.14

w przededniu

ziemi zrobiło się czarno
syreny wyją
jakiś ulisses słucha
i jest bezradny

śnią mi się wojny
budzę się i widzę wojnę
nie ma jej dzięki bogu
czyli nikt się nie morduje

spalone domy nie parzą
są zimne jak zapominanie







daleko

piszę nocą do świtu
z prośbą o nie wyrzucanie
za okno
choćby gwiazd

kto położy czułe dłonie
na zimne cegły
zarzekam się
rzeka nie płynie

jest płytko
można przejść
chodź chodźmy
za siedmioma górami
kręgami piekła w niebie
będzie napój bogów
dobry chleb i resztki z wojny

a do tej pory ćmo do ognia leć
ćmo siadaj i płacz
zanim




2.2.14

powstać jak ten kraj ogromny
jak olbrzymy
czasem można na poważnie i z nostalgią

dumy za rękę z ojcem i z wielkiej litery
kiedy znów się nie uda
śnieg zasypie ślad i powiekę

jeden na dziesięciu
a stu na tysiąc
powie

a co powie
cicho powie




3.1.14

masz kaszel
nie to krztusi mi się dusza
po ludzku się krztusi:
mało piękna dużo ludzi