Głodne dusze odchodzą głodne.

21.7.13

suplikacja

I

niesłusznie zapomniany
ogarek sumienia

niegodnie stracona
kałuża snu

zmarnowany
las

ćma


II

odbudowali
i choć to ta sama
pod stopami

choć zamietli chodniki
to wciąż słychać szkło
pod stopami
jak oddycha


III

nie zostaliśmy nawet na chwilę
lekarzem prawnikiem
nie piekliśmy chlebów
nie pokończyliśmy nic

nie posłuchaliśmy rad
po swojemu albo śmierć

mamy mocne przeświadczenie
gdy przyjdzie czas
uzdrowimy dusze
wymierzymy sprawiedliwość
nakarmimy serca

będziemy wiedzieli jak wbija się gwóźdź
żeby trzymał ciało
żeby odkupił przynajmniej jedną
marną pszczołę


*


od czterech żywiołów
od spadających miast
od snów matek i wspomnień ojców

zachowaj nas






18.7.13

tęsknienia XI

szliśmy długo
homo viator
czas do domu amigo

księżyc jest czerwony
my jesteśmy bladzi
błądziliśmy długo
teraz się zadomowimy
w kłosach

inni są teraz daleko
możemy spokojnie być samotni
i bać się tego bez wstydu

teraz jest na to czas
na rogatkach miasta cieni
gdzie mieszkają myszy i mityczni herosi

czasem rano będziemy czuć
ja chłód typowy wygnańcom
ty niebo i jeden wyrzut sumienia

i tak czując się nawzajem
udawajmy że jest nam dobrze i wszystko jedno





4.7.13

gołąb

tam są chmury różowe chyba tańczą
spięte łańcuchami
gór

nadciągają armie lecą stalowe ptaki i zwykłe też
pod przymusem
budzą wstręt

a my a my czekamy w odbiciach cieniach i niecierpliwie
co się stanie
niemi nie my

wiele na raz głosów chyba ktoś krzyczy albo się rodzi sam
zaczyna się potop

pośród nas nie ma jednego
kto by się przejmował oszalałym

a on starzec przerzuca kufry
zdejmuje obrusy
wrzeszczy na poddaszu
przy otwartej klatce otwartym oknie

dziwak mówili gołębiarz
tyle lat go pielęgnował
leczył przetrącone skrzydło
szeptał czule
na każdej arce musi być choć jeden
jeszcze będziesz aniołem
przeciw wszystkim aniołom zagłady
odnajdziesz ląd


daleko za miastem i rzeką
w świetle poranka
ptaki skrzeczą

nie nam nosić gałązki oliwne
wieści i obiecane ziemie