Głodne dusze odchodzą głodne.

24.5.09

Ostatni czas był nasączony wnikaniem w strukturę świata, we własną jaźń, poznawaniem siebie i otaczającej przestrzeni. Krótki był to czas, to prawda, ale stężenie poznawcze było bardzo wysokie, co zaowocowało... No właśnie. Czym konkretnym?

Świadomością? Uważnością? Koncentracją? Zapewne niczym ważnym w obliczu naszych czasów, niczym konkretnym, a najtrafniej, niczym uchwytnym, materialnym. Więc, jako że nie jest to coś, co można dotknąć, wycenić i wymienić na kapitał, dla większości z nas owocem moich rozważań jest nic.

Nic o nazwie spojrzenie na świat, jakaś mała zmiana pod wezwaniem rozwoju osobistego, progresja, wzrost mentalny. No tak, przecież to nic. Przecież to żadne, nie można tego zbadać doświadczalnie, w laboratorium, nie ma tego w katalogu Avonu, w reklamach przed seansem kinowym, w gazecie codziennej. Nie ma tego w podstawie programowej gimnazjum, ani w składzie McDonaldowych frytek, ani w zestawie promocyjnym Orange, ani w funkcjach iPoda, ani w Coco Chanel, ani u Armaniego, ani w paszczy Lacostowego aligatora. Więc jest to NIC.
A im ten wzrost, to swoiste 'nic' intensywniej postępuje, tym silniej utwierdzam się w przekonaniu, że wszystko jest względne, iluzoryczne, wyśnione, zależne od nas samych. Tak pod względem materialnym, jak i niefizycznym świat podlega naszym o nim wyobrażeniom, i jego wyimaginowane w naszym umyśle 'tu i teraz' jest w pełni kształtowane przez nas samych, nasz światopogląd, naszą 'czystą formę' zabrudzoną wpajanym nam od zawsze regułom, zasadom, pt. 'To jest drzewo, a to samochód.' Bo to drzewo, ten długopis, ta kartka, to tak naprawdę nie drzewo, długopis ani kartka. (To tak naprawdę poezja, jak to było w pewnym wierszu)

Wymienione przed chwilą frazy, to tylko nazwy tych bytów. Tych substancji, cząsteczek, atomów, leptonów, elementarnych fragmentów wszechświata. To budzi świadomość. Takie poczucie, że "o kurczę, ja jestem tylko workiem na mięso, metrem siedemdziesiąt skóry, kości, żył, tkanek. Neuronów. Mam w sobie ładunki elektryczne, pole magnetyczne, wydzielam wibracje, po przecież cząsteczki w moim ciele, budujące kwasy nukleinowe, komórki, w rezultacie tkanki i cały organizm, wciąż drgają. Ale jak to. Przecież mam parę oczu, którymi widzę drzewo, samochód, długopis i kartkę. Mam parę uszu, pozwalającą słyszeć mi szum drzew, zakończenia nerwowe, reagujące na chłodny wiatr, nos, którym wdycham zapach kwiatów, kubki smakowe, dzięki którym wiem co to znaczy cukier, a co znaczy sól. I inne cechy, pomocne w obsługiwaniu świata, kontaktowaniu się z nim, doznawaniu.

Siedząc w autobusie i będąc na granicy snu, naszła mnie rozkmina. Materia to cząsteczki, atomy o określonych cechach. Istnieje, niezaprzeczalnie, empirycznie możemy ją zbadać. Jednak nie widzimy jej samej. Doświadczamy jedynie jej obrazu, informacji o kolorze, kształcie, formie, przenoszonej za pomocą falo-cząstek/ promieniowania elektromagnetycznego/ optycznego na siatkówkę, plamkę żółtą, nerwem do mózgu gdzie odczuwamy, jako organizm lub świadomość, że przed nami znajduje się kawałek wszechświata, jakaś materia jakieś cząsteczki. Widzimy: żółtą poręcz, drzwi podłogę, plastik, metal, ludzi, skórę itd. Ale jeśli zamykamy oczy, to to znika, choć wiemy, że wciąż tam jest. Gdy zamykamy oczy, to promieniowanie wciąż istnieje, światło wciąż się przemieszcza, choć my tego nie widzimy, cały cykl zjawisk toczy się bez naszego udziału. Dopiero, gdy znów otwieramy oczy, bierzemy na nowo w nim udział.

Jak widzimy, świat i jego postrzeganie jest względne i ściśle zależne od nas.
A teraz wyobraźmy sobie, że nasze ciało - przyjmijmy - powłoka dla umysłu, nie posiada zakończeń nerwowych pozwalających dotykać, więc nie możemy dotknąć ani odczuć w ten sposób zimnej barierki. Mamy zamknięte oczy, nie możemy więc jej zobaczyć. Wyłączone wszystkie zmysły, nie pozwalają nam odebrać istoty żółtej barierki. Ale istniejemy, tak jak istnieje barierka, choć dla nas nie ma ona znaczenia, tak jak istnieją promieniowania. Swoją drogą, w formie ciekawostki - my odbieramy promieniowanie widzialne w określonym przedziale, a są przecież stworzenia, których percepcja opiera się na promieniowaniu podczerwonym, lub które słyszą za pomocą własnej szczęki.

No tak. Najłatwiej powiedzieć "pieprzysz głupoty, przecież to jasne". A teraz zamknij oczy. Coś zniknęło. Wyłącz muzykę. Znów coś umknęło. Skup się, nie myśl, wyrównaj oddech. Koncentruj się na nim, a przestaniesz odczuwać zimno i ciepło, zapach kwiatów przestaje mieć znaczenie. Nie ma bodźców. Ale jednak żyjesz, prawda? Choć świat zniknął, jesteś sam na sam z własną świadomością. Jesteś czystą esencją własnego bytu, bez ciała. Tylko zresetowana jaźń, sama. Sama pośród pustki. Zdolna do kreowania, do tworzenia. Nie zajęta bezsensownymi informacjami, jakże w tym momencie nieznaczącymi, jak np. 'co oni o mnie myślą', 'muszę dobrze wyglądać, dobrze wypaść!', 'jaka ona jest głupia, co ona sobie w ogóle myśli' itd. Tylko jaźń. Świadomość twórcza. Pomyśli 'przestrzeń' i stanie się przestrzeń. Przestrzeń, w której można wyznaczać sobie cele i poznawać świat, testować nowe możliwości, przestrzeń w której rodzą się idee pomysły, która programuje tą druga, podobno prawdziwszą przestrzeń, gdzie właśnie się znajdujemy. Tajemnica sukcesu.

A pewnie pierwszy lepszy fizyk kwantowy by mnie teraz zjadł jedną teorią.
A pewnie pierwszy lepszy ignorant by teraz opluł ten tekst i wybełkotał "bzdury".
A pewnie i tak nie potrafię trafnie przekazać tego, co chciałem, odczuwam niedosyt. Kiedyś będę kontynuował ten temat, bo jest on strasznie szeroki. Bo moi mili, świat nie jest tym, czym wydaje nam się, że jest. I my nie jesteśmy tym, czym wydaje nam się, że jesteśmy. Świat byłby zbyt prosty, bo w takim rozumowaniu, nie byłoby przyczyn ani skutków, tylko nihilistyczna egzystencja, wegetacja bez bliżej określonego celu. A wszystko ma przyczynę i skutek, dąży do określonego celu. Nawet wszechświat rozszerza się i kurczy.

I Tylko kilka miliardów ludzi nie ma pojęcia, po co ma mieć pojęcie.



18.5.09

ocaliłem chrząszcza

dziś odwiedziłem dziadka

RADUJ SIĘ SWĄ MŁODOŚCIĄ

to napis na płocie
tam niedaleko mieszka teraz dziadek

a dziadek to nie byle kto
ma własną lektykę
negrów
i nikt nie może mu przeszkadzać
zatrudnił nawet prywatnych wizażystów

upudrowali go i przyoblekli
w chitynowy pancerz
czarnego garnituru

wielu chciało zapytać dziadka
powiedzieć
dobry wieczór Panie Dziadku
jak się pan dziś miewa

ale dziadek chyba zajęty
nie wychylł się
ani z lektyki
ani zza marmurowych drzwi
nie podlewa kwiatów przed domem
nie przygryza listków
na spacery nie chodzi


synku
co tam idzie po ścianie
to czarne
zabij to

nie mamo
niech sobie chodzi

- - -

Napis na płocie autentyk. Dwie ostatnie strofy z życia. Teraz jak to czytam, to mi się kurczę kojarzy z 'panem od przyrody' Herberta. Zbiegają mi się rzeczy, frazy, myśli i zdarzenia. Zbiegają się w dziwne okoliczności, które kończą ten dzień jako początek maratonu po złoto w wyścigu szczurów, czyli byle do końca maja. Czas iść spać, bo jest zimno i wieje wiatr. I szumią brzozy. Tak jak wtedy, nad Jankiem. Choć teraz szumią pode mną, bo osiem pięter niżej rośnie jedna, którą widzę z okna.
Naprawdę.



15.5.09

Ktoś próbuje spać

I

Są puste miejsca
Spalone ziemie
nie mniej żywe niż dżungla

Są wielkie przestrzenie
Oceany stepów
rozległe niczym przestrzeń życiowa Bombaju

Są poparzone punkty
Kratery wulkanów
ziejące ciepłem islandzkich brzegów

II

Są też jeziora
skute zimnem
jak nocna schodowa klatka

III

ktoś leży na klatce
ktoś leży na jeziorze
beton chłodny jak lód
lód chłodny jak beton

światło nad schodami ledwie się tli
udaje że jest
da sie dostrzec ten fałsz
światło na tafli jest prawdziwe
nie stwarza pozorów

betonowa noc
prawie świt
na lodzie zachodzi słońce
i rodzi się światło

ziemia jest twarda
schody są zimne
ktoś wtula się w narożnik
zasypia
i być może śni o jeziorze
śpiąc na tej klatce

w klatce


- - -


A być może w ogóle nie mógłby zasnąć. Schyłek wiosny oznacza początek lata, a tu się kręcą wszystko roku pory. Chciałbym umieć oddać wiernie śnieg i niebo. Zrobić biel, z kolorów. W farbach i w przenośni też.
Ciągły brak dłuższego momentu, żeby odetchnąć. Jeśli tak ma wyglądać przyszłość, to ja wynajdę machinę czasu (inną niż zuruck denken) i sobie ten czas spowolnię, albo cofnę. Albo pewnego dnia nie wytrzymam i nie zrobię tego co do zrobienia mam. Odczuwam silną potrzebę odszukania harmonii. Odzyskania harmonii?



9.5.09

Bursztyn koloru błąd

Miałem skrzydła sama widziałaś
(sama chciałaś widzieć)
nie z piór jak Ci się wydawało
ale z owadów

Bo musisz wiedzieć:
Mali chłopcy wyrywają skrzydełka komarom
przeklinają i chcą być idolami

Bo musisz wiedzieć:
Małe dziewczynki mówią że mają blizny w sercu
jak chłopcy na kolanach i rękach

Bo musisz wiedzieć:
Małe dziewczynki chcą się śmiać, bawić i tańczyć
Choć już zgubiły warkoczyki i zielone wstążki

Zbieram skamieliny i bursztyny
mam jedną w okolicy płuc
(zimą znalazłem)
i jeden złoty z moskitem

ale ten moskit nie ma skrzydeł


- - -


Kradnę czas a on mnie i czuję się strasznie wyzuty z siebie. Nie mam ukojenia, nie mam spokoju, nie mam lekarstwa na ten bieg baranów do rzeźni. To co leczyło teraz nuży i jest to przeklęte. Albo po prostu brak motywacji.
Koniec. Biorę się za rysowanie Kopernika. Niech będzie pokój.