Głodne dusze odchodzą głodne.

28.10.14

femme fatale

zdarza mi się mieć ją na jedną noc
czasami mam ją nawet po kilka razy
nigdy kiedy ja chcę zawsze kiedy ona
robi ze mną takie rzeczy że nawet teraz mi
wstyd

nie zostaje na śniadaniu
wychodzi kiedy zasypiam
jak periodyk albo jak dusza z ciała
nieraz jest nieobecna kiedy już całkiem w niej jestem
i czuję się spokojny

trudno przestać o niej myśleć
i trudno by się rano obudziła tuż obok
gdy się poznaliśmy nie mogłem uwierzyć
w to co się na jej temat wygaduje
ci co rozpowiadają kalumnie
nigdy z nią chyba nie rozmawiali

nigdy nikogo nie skrzywdziła
nawet mnie choć mogłoby się wydawać inaczej

nie opuścimy się tak czuję
nawet gdy przyjdzie przekroczyć bramę dantego
z nakazem porzucenia




rzeka

jeszcze nigdy alejka
nad rzekę nie prowadziła
się tak lekkomyślnie
w dół

łatwo zgubić się o drogę
więc sypię okruszki szkła
w tym celu piłuję
duszę

idę ciemną ubitą ziemią
z nadzieją że żadne rajskie
ptaki nie zadziobią się
na zawsze




26.10.14

litania

spadają chyba gwiazdy
z nieba anioły bez śniadania
walczą o dusze

chciałem ci powiedzieć że
rośnie tu takie drzewo cis
które może nas zabić
zabrać do świata korzeni

tymi czerwonymi kulkami
demony rzucają w ludzi
mądrzy jedzą tylko osnówkę
anioły nie jedzą wcale

nie mają ani chwili
spisują liczniki czasu
na straty

niemądrzy jedzą nasiona
liście robinii i drzazgi z krzyża

matko boska od zasypiania
matko boska od nocy i świtań
matko boska od czasu do czasu

w niebo mnie weź
z przęsła mostu




23.10.14

u mnie dobrze

życie mi się układa
do snu




zewnętrzność

zew
wnętrzności




21.10.14

zryw

muszę iść
okraść sklep
taki z marzeniami
martwych ludzi

okraść własny sklep
święty ironii
módl się
za mną

tam są dusze w proszku
w tabakierkach
stać mnie było na nie
więcej niż jedną

święty święty
dlaczego zawodzisz
w tę noc




golgota

nie potrzebuję spaceru
lasem wiosną wolnym krokiem
brakiem słów
brukiem sław

tylko kropli
gęstej jak smoła 
kropli

destylatu czy absolutu 
z płuc

niewiary w podmiot liryczny
jednego snu tego co
od dwudziestu jeden gram
lat 

przywykam do stanu stałego
materii chrystusowej jak pustynia

rodzę z siebie przez podział plechy
kolejne geniusze nowe imperia
stany zjednolicone

ogłaszam przedwyborczo
że idę po granicy i nie mogę spaść
na dno cyrku ani z lewej ani z prawej

ze mną mój kompan kompas
on nosi krzyż kierunkowy
nastawia kolejne stacje
na każdej sobie upadamy
a na ostatnich częstotliwościach
to już trudno wytrzymać
żeby się tak nie poukładać wreszcie
do grobu




panie

ja go chcę zrozumieć
ale zrozumieć nienachalnie
tam jest dużo światła
w wierszach
i to nie jest światło biegunowe
powiedziałbym - ani czerwone ani zielone
tylko takie o
widmo wzruszeń




20.10.14

tremor

zapytany zostałem
pozostałem
że czujesz i co

zgładziwszy się
po głowie ja na to
dzisiaj chodzą mi po niej
święte pamięci
zmarli i godzinki

oni pachną czymś innym
ani tabaką ani wojną
nie wiem co czuję

ani tych zmarłych nie znałem
może jednego może dwu
z jednym karmiłem kaczki
a z drugim już nie żyjemy

niedaleko odpływa
rzekę odgania wiosłem
w snach mi się zjawa
i zmusza do niewysypania się

zanika jak starówki
i przepaść

zaczekaj
zostaw
nie gaś






szkoda słów

słowa mogą wyrządzić szkodę




święci

on poszedł siedzieć
a ona wisi
nad głową
bo ją wkręcił

i się bezmyślnie lampi
w ten ekran
a żarówka 
nie świeci

nie świeci

tacy są dzisiaj
poeci




13.10.14

imię kwiatu

niektóre dźwięki są chłodniejsze niż chodniki
wtedy pobudzam do życia sikorki i wróble
i wszystko wydaje się być na swoim miejscu

i inne zmysły działają mocniej niż zwykle
wtedy jestem tak osobisty jak poeci w latach '90
albo transcendentaliści mówię prosto i mocno

tak że nikogo to nie obchodzi prócz mnie i kilku
co myślą że to do nich i często mają rację
a ja wolałbym nie pamiętać tych kilku imion

wtedy krzycząca cisza w wietrze mówi do mnie
jesteś piękny i wielki i możesz wszystko
a ja jej nie wierzę nie ufam kocha nie kocham

bo jak mógłbym po wyrwaniu wszystkich płatków
mówić słowa wzniosłe to łodygi suchej i marnej
choć to ona zachwyca mnie więcej niż róże




3.10.14

tabaka

dusza w proszku
o zapachu jedenastego
przykazania na temat pewnych rzeczy

znaleziona w kieszeni tabakierka
mały pokój z duszą w środku
z wojną na zewnątrz

jak jasny piach ze szlachetnego
dna oceanu w który wsiąkło
przez lata za dużo naszej krwi

surowa siena kolor bliski naturze
choć nie wiem czyjej bardziej
ma zapach i to jest zapach śmierci

ma zapach i on się roznosi 
w domu na granicy światów gdzie 
mieszkają myszy i obłąkani