Głodne dusze odchodzą głodne.

25.11.13

tchnienie

kiedy z głowy wyleciał mi szerszeń kruszyno
z palców strzeliła srebrna nić
trzymaj ją uważnie jest pajęczą siecią
w którą łapią się liście i sny

w lesie po zmroku może przebiec wszystko
ale żadne z nas nie przypuszczało
że smuga wśród drzew to zaplątana sarna
a srebro jest mocne wyrywa drzewa ze snu

do wody wpadają na widok śniegu w piórach
kaczek które udają łabędzie nie wiedzą że
ich śpiew nie jest przedśmiertny jest żywy i mocny
one pływają w zaprzęgu między ludzkimi brzegami

kiedy wiatr brzmi jak kołatka do mantr
odbijając się od kościelnej wieży to jest to wiatr wysoki
a gdy drzewo skrzypi jak obrażone to jest to wiatr niski
to jedyna tajemnica natury dostojna jak antaba




18.11.13

pulsowanie

boję się że dłoń rozpadnie mi się na kawałki
rozsypie się jak schody
jak kościelna wieża gdy świt rozmywa obrys rzeczy

boli i to jest chyba dobre że boli
otwarte okno dziura w ścianie siedzimy na tym oknie
patrzymy przez peryskop na szkaradne drzewa
one nie znają spokoju

nadgarstek mądry jak syrach zna tajemnicę cierpienia
leżymy jak dwa lustra naprzeciw siebie
równoległe światy
pod schodami jest zimno
w ogrodzie są duchy

ból przesuwa się powoli w obrębie śródręcza
i choć czujemy się czyści
to nie mówmy nikomu o bezpańskich krokach
o rzeczach które się zwykle śnią
a później brzmią na jawie jak skrzydła szerszenia
to milczenie jest warunkiem samotności jak umieranie

dłoń która trzyma karabin
dłoń wygnana
dłoń głaszcząca ognisko
dłoń głodna kamieni
dłoń bezdomna
dłoń jak konary platana
dłoń popękana od mrozu pogrobowa

ból rozchodzi się nieregularnie bo tak trzeba
jak po dotknięciu magicznego artefaktu
w przeświadczeniu o rzeczy zwykłej choć drżącej
przeszliśmy drogę krzyżową w tę i z powrotem
i teraz czekamy na swoje triduum
na consummatum est i palce w ranach

boli tak że nie podawaj ręki przyciśniętej do ciała przez
sen krótki treściwy sen w kształcie dzioba lub cyrkla
ukoi ból bo jest sprawiedliwy jak post
pod schodami gdy nie ma nikogo
na rowerach jeżdżą duchy dzieci

dłoń chropowata od zimna i zgnieciona
herbata czarna jak piękno dłoń jest zimna bardziej
ból wraca z bagażem podwójny
cmentarny jak pomnik bez rzeźby jak niezapominajki

pozostał tylko ból dłoń rysuje
spalonym drewnem obraz pamięci
wzrok kota który widział o dwie noce za dużo




9.11.13

widma

na dworcach są obrazy bardzo powolne
najbardziej latem o świcie
tam się nie wraca często
tam piach i sól

człowiek wychodzi i idzie szybko
cienie mają naturę refleksyjną
przeciwnie do nas powolną
gdy się wraca to one wciąż stoją
patrzą za horyzont
tam ktoś popadł w zapomnienie

i wtedy się przypomina

wzruszenie nie wynika z odejścia za horyzont
to po prostu pewien rodzaj litości dla własnego cienia
co nie zdaje sobie jeszcze sprawy że pora iść




wszystkie melancholijne dworce

dudniące rybim wrzaskiem
małe pokoje
w których można być samotnym
czyli nie rzucać się w oczy

i kiedy tak się siedzi
a światło jarzy się i wydaje dźwięk
przychodzą one
małe zwierzątka
tulą się
jest im raczej zimno

w tym miejscu kamienie mają duszę
a górskie łańcuchy
choć odległe
splatają się w kokardy
na przegubach
tu właśnie przychodzą małe i pulsujące
żeby się ogrzać

mają wiele nóg
a każda stąpa po innym kontynencie
dziś są ze mną nachalnie blisko
strzępy zobaczeń