Głodne dusze odchodzą głodne.

30.7.09


Wróciłem, spotkałem się z Człowiekiem, jutro w trasę, szukać siebie.
Wybrzeżem przed siebie.
Samotność i pokora.
Nadzieja i cierpliwość.
Tam gdzieś jest prawda.

Towarzyszą mi motyle.

Dla duszy i umysłu:

Bóg nie oczekuje podziękowań
za Słońce lub Ziemię,
ale za Kwiaty, które zaprawdę
nie przez oskubanie ujawniają nam
swoją piękność.
Nie zatrzymuj się jednak,
aby je rwać i przechowywać na później,
lecz idź naprzód
albowiem wzdłuż całej drogi
będziesz miał Kwiaty w rozkwicie.

I widz, że nie ma prawdy złej
ani Kwiatów nieczystych. Nawet ciemne chmury
stają się Kwiatami Nieba,
kiedy je słońce całuje.
Jest tylko prawda mała,
o słowach jasnych i przezroczystych,
niczym woda lśniąca w naczyniu
i Prawda Wielka,
o niezgłębionym milczeniu
jak ciemna woda oceanu.


Człowieku okryty pyłem martwych słów
Wykąp swą duszę w Milczeniu...

Rabindranath Tagore



20.7.09

Chilli z chwili, czyli esencja rwania kwiatów.

Właśnie wróciłem z porannego spaceru, i jestem w pełni pozytywnie nastrojony do wszechświata. Zbadałem wskaźnik emocji na przestrzeni wieczór-noc-świt-poranek i dochodzę do wniosku, że najlepiej spać w dzień budzić się popołudniu, wieczorem nastrojowo tworzyć, nocą czytać, świtem wyjść na powietrze, a rankiem puścić chill-out w wykonaniu Smolika. Przynajmniej najkorzystniej dla mnie.

Po 4oo wstałem od biurka, narzuciłem na siebie za duży sweter z kapturem, buty, do tego plecak z aparatem i ruszyłem, chowając do kieszeni klucze od działki, która znajduje się kilkaset metrów od bloku. Gdy tam dotarłem, było już jasno, choć połowę nieba zakrywały chmury. Druga połowa była jednak jasna, słońce zaczęło właśnie wschodzić. Usiadłem na ławce, pod jabłonką, zdjąłem buty i skarpetki i... Nie ma nic lepszego niż poranny spacer na boso po mokrej trawie.

Obmyłem nogi w wodzie z kranu działkowego, która, zawsze lodowata, przez ten spacer wydała mi się dziwnie ciepła. Po takim orzeźwieniu, założyłem buty i wdrapałem się na daszek małego budynku na działce. Widzieć cały świat z innej perspektywy niż zwykle, to ciekawe doświadczenie. Ku mojej uciesze ponad ten daszek wystają górne gałęzie drzew wiśni, z nieoberwanymi, a ciemnymi od słońca wielkimi owocami. Szkoda było, żeby się zmarnowały...

I zacząłem robić zdjęcia z daszku, aż nie skończył się film. Było trochę pomarańczowo, trochę czerwono, a najbardziej szaro. Przynajmniej zdążę wywołać przed wyjazdem w góry.
Zszedłem, z małymi problemami, ale w jednym kawałku. Zjadłem przygotowaną wcześniej kanapkę z serem. Zawinąłem w papier wiśnię i kawałek mięty, którą zerwałem spacerując po rosie. Była 5:30, gdy opuszczałem ogródki działkowe.

Dwa złote w kieszeni. Piekarnię otwierają o szóstej, wiec miałem pół godziny. No cóż. Spacer po wertepach! Osiedle wymarło, nie ma ludzi, tylko gdzieś daleko jakiś cień do pracy, albo z pracy. Coraz więcej tych cieni. The Album Leaf na słuchawkach, praktykowanie oddechu i uważności w myślach, uśmiech na twarzy. Ludzie wydają się tacy cudowni, gdy padają na nich pomarańczowe promienie wschodzącego słońca. A może wcale się nie wydają.

Właśnie. Słońce było widać, chmury się przesunęły a mi się skończył film. Dobiła szósta, gdy na powrót wstąpiłem na osiedle. Poprosiłem Panią w piekarni o 5 bułek.

Co dalej? Siedzę sobie i kończę jedną z nich. Z dżemem wiśniowym. I herbatę ze świeżo zerwanej mięty. I jest dobrze, choć prawdziwe szczęście jest jakieś trzysta kilometrów na północ. Ale, przecież nawet jak jest źle, to jest dobrze, czyż nie tak?

I nawet fakt, że przez trzy najbliższe dni nie będzie ciepłej wody mnie cieszy. Nie ma to jak zimny prysznic o poranku.



18.7.09

Nie wniosę do wszechświatowej biblioteki nic nowego, pisząc, że życie jest wędrówką. Zresztą, motyw ten obecny był w literaturze i innych przejawach sztuki oraz kultury zawsze (o czym wiedzą pewnie Ci, którzy przystąpili do tegorocznych testów gimnazjalnych). Dawniej istotnie, na wędrówce polegało życie - przenoszenie się z miejsca na miejsce, koczownictwo, nomadzi i tak dalej. Wyprawy wojenne, krucjaty, dżihady. Literatura daje nam mnóstwo przykładów, których nawet nie ma co przytaczać.
Wędrówka może mieć wiele znaczeń. Każdy wędruje dzień w dzień. Do pracy, do szkoły, po chleb, do znajomego. Po pokoju. Fizyczny wymiar wędrówki jest mało istotny, gdy pozostaje sam sobie. To znaczy, gdy nie jesteśmy świadomi drogi jaką przemierzamy.
Ważny jest również duchowy aspekt, który mnie osobiście bardziej interesuje. Nie wiem czy 'duchowy', to dobre słowo. Zbytnio się kojarzy z religią, łatwo zostać posądzonym o bycie co najmniej nawiedzonym. Niech więc będzie świadomy, bo w istocie o świadomość tu chodzi. Gdy zapytacie buddystę, czym jest buddyzm, wielce prawdopodobne, że odpowie 'Buddyzm jest Drogą', zaś większość kojarzy słowa "Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem". Coś w tym tkwi, jakiś szkopuł, czy diabeł, czy cośkolwiek innego.
kliknij i przycztaj tekst
Chodzi o to, by chodzić. By iść, a niekoniecznie dotrzeć. By zapomnieć o celu podróży, ale by czuć z każdym wdechem i wydechem drogę. By czuć chwilę. Za Horacym: "Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie..." Bądź dzisiaj, nie bądź jutro, inspiruj się wczoraj, by teraz było piękniejsze. Nie pytaj co przyniesie jutro, co zgotuje los, czy dotrzesz. Zapomnij, że kiedykolwiek masz dotrzeć, nie patrz na zegarek, nie pytaj o godzinę. Spójrz na słońce, na gwiazdy, na księżyc, na cień za sobą, tam jest tarcza ze wskazówkami. Idź poboczem, doświadcz wschodu, łanów zbóż. Trzymaj długi kłos trawy w ustach i uśmiechaj się, bo los sprzyja tym, co się uśmiechają do słońca. Podziwiaj przestrzeń, zapomnij o pracy, o szkole, o problemie. Ucieczka? Być może. Kto kiedyś nie marzył, tymi słowami, by pieprzyć wszystko, trzasnąć drzwiami i iść. Zwłaszcza w nocy, kiedy wychylając się z ósmego piętra czuć lipcową nostalgię zapachów zieleni, tęskniącą za majowym kwitnieniem bzu. Gdy noc jest ciepła, a słońce dopiero zaczyna myśleć, żeby rozjaśnić niebo.
Marzę, by na chwilę odrzucić świat bombardowania informacjami, cenami, okazjami, miliardem ludzi, kolorowymi pismami. By wyskoczyć, polecieć, wylądować, przekoziołkować na miękkiej polanie. Leżeć, poczuć zapach utraconej już wiosny, rozkoszując się aromatem letniego wieczora. Turlać się w trawie. Łapać chrabąszcze i wąchać z Nią bez. Zagadka do publiczności. Co to jest, co ja mam, a nazywa się rak i jest na literę B.



Zatrzymajmy się w pędzie nikt nie pamięta po co biegnie
Czy na pewno po szczęście czy sam bieg nie jest biegu sensem
Szukam sposobów by kiedyś polecieć jak Ikar
Na skrzydłach tej wolności
I jeśli mam jak on spaść to spadnę jak on
Ale szczęśliwy bo żyłem naprawdę

Eldo