Głodne dusze odchodzą głodne.

14.11.10

Ja, Twój Anioł Stróż, ciut nieudany, te postrzępione kogucie skrzydła i zimne, żołnierskie dłonie. Mam blizny na kolanach i rękach oraz posiniaczoną, młodą twarz. Aureolę jakby przekrzywioną, z której odpada złoty brokat, tak, że zostawiam za sobą błyszczącą ścieżkę ze złotych okruszków, niczym Jaś z Małgosią. Nie śpię, bo mi nie wolno. Nie jem, bo nie czuję głodu. Czasem oddycham, gdy widzę, że już dobrze.
Ja, wierny kundel, kopnięty prosto w twarz, z rozciętą grdyką trwam. Powtarzam sobie 'Ja, Anioł Stróż. Ja, Twój Anioł Stróż'. Wiem, że mi nie wolno. Pozwalam Ci skubać swoje skrzydła. Kiedyś z tych piór powstanie album, ale do tego czasu jest blisko-daleko. Możesz zdjąć ze mnie osmolone szaty, jestem trochę jak Szemkel. Możesz odkręcić z łopatek skrzydło lewe i skrzydło prawe. Widzisz? Nędzna karykatura, jak groteska wyłysiałego niedźwiedzia, albo pantery-albinosa.

Ja, pan nikt, ten co go nie ma, gdy jest i co powinien być zawsze. Chwila wyrwana światu, wektor wskazówek zatrzymanych na materiale światłoczułym, migotanie lampionów, skulone na podłodze mokre niezbyt-wiele.
To wszystko nic.

A to coś wszystko:
Ja-My.
My Świat.
My obietnica.
My kocham Cię.
My i łość.

Ja, Anioł Stróż.
Ja głupi.
Ja, Anioł Stróż.

Przepraszam.



Brak komentarzy: