i polecisz jak orły jak stado skrzydlatych lwów
taki już twój los twój palmowy liść
by blisko i daleko drzewem poznania szeptem
krzykiem chłodnym horyzontem
spalać się w locie tonący wraku
tak rzucone kości nie odwrócą natury
nie cofniesz się przed niczym na piędź na dwie
cegło w tym murze człowieku twardy
będą krzyczeli pluli mówili nie to nie
tak walcz noś sztandar nie zawiedź ojców
będą zarzucali sieci pretensji
weź nóż i podrzyj jakbyś otwierał brzuchy
ich brudne wnętrza milcz po prostu
zostaw banalne prawdy przy sobie chleb
wodę i wiatr nie wszystko można mniej wolno
szybko chodź za mną umrzemy ale
- - -
Rzucić świat, wziąć Cię i uciec, zostać drwalem. Wieczne uciekanie. Ginąca rasa. O poranku kilka łez jak kamienie, bo to jesień, jesień Miła, jesień kamiennych rąk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz