niszczeje świat jak zdarty flek
w tempie sobie tylko znanym
śnieżne arie i chorały
nuci w bruku drżących chwil
kostki marnieją i płoną
nieheblowane drewno lat
słyszy każdy szum listowia
co gnije w lodzie – zmarłych trzask
uderza błysk sprzed oczu – flesz
cofnięcie lotu aniołów
i nadszedł czas i idzie wciąż
nie przypłacony spadaniem
meteor-Ikar gwiazdy śladem
na niebie starym jak Santiago
będzie szedł jak kazał los
w złe olśnienia w ciszę traw
przenika i przemierza wciąż
ślad wilczy w śniegu małpich rąk
ucieka szuka łuny brzasku
ten sam - co życie - kamień dróg
po zmroku umrze tak jak zawsze
w larw pustyni się ukrywa
wydrze gwiazdy jak wątroby
arka w siną dal odpływa
∞
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz