Głodne dusze odchodzą głodne.

7.8.09

Dwa pełne dni wytchnienia przed plenerem, oczekiwanym przez rok. A ja nie mam ochoty malować. Tzn. mam, ale to coś jakby bardzo mglisty brak motywacji, trudno ująć.

Dawniej miałem zwyczaj opisywać bałagan na biurku. To bardzo dużo mówi o człowieku, zauważyłem. Jakąś 'terapię biurkową' można by opatentować, czy coś.
Ale nie tym razem.

Znalazłem lato w sierpniowym mocnym słońcu, takim co jeszcze nie zachodzi, ale już prawie, i wpada przez brudną szybę Państwowych Kolei. Znajduje się wciąż ponad wierzchołkami drzew, i wysoko ponad krzewem, ziołem i trawą, co mają zwyczaj rosnąć tam, gdzie czuć zapach torów (każdy kto latem, w upał stał na torach, zna ten charakterystyczny, poniekąd miły zapach). Tak, lato na plenerze będzie mogło być miłe. Na szlaku odkryłem Ducha Gór. Na wybrzeżu odkryłem Wszechświat. Co odkryję tym razem? Każdy coś odkrywa, ale mało kto sobie to uświadamia.
Trzeba się czasem zastanowić.

Luz Istnienia to taka tarcza na przykrości. Tarcza, ale nie klapka na oczy albo totalna ściana. Bo tarczą można się zasłonić, ale można spojrzeć ponad nią na przeciwnika. Luz Istnienia to również skóra twarda jak u nosorożca, która nie przejmuje się zadrapaniami i zachowuje chłodny dystans wystygłego kamienia, ale sama nie jest zimna. Wreszcie, to brak lęku oraz irracjonalnych odwrotów. Taka sobie mała pewność i sztuka zmierzania do przodu, przez chaszcze, kamienie, rzeki i wszystko co pojawia się po drodze.
Ale nigdy po trupach.

Wróciłem. Na chwilę. Na moment, by znów iść dalej. By być w Drodze. Poznawać Drogę. Iść Drogą. Podobno nie wolno oglądać się za siebie, bo to przynosi pecha. Nie wiem, jeszcze pecha w tej historii nie ma. Być w Drodze, to jednocześnie posiadanie celu, ale też osiąganie go w każdej chwili. Żyć chwilą obecną, z rozwagą, jak Indianin.
Czasu nie ma.

Notatki z niektórych dni i chwil są w papierze. Większości nie dało się zapisać. To dobrze, część musi pozostać we mnie, dla mnie. Podobno zgubiłem wiosnę gdzieś po drodze. Okazało się, że ja ją zwyczajnie przeoczyłem i to ona zgubiła mnie. Stanąłem wtedy obok ciągu przyczynowo skutkowego i sobie patrzyłem, jak to pędzi. A później chwyciłem się pierwszych liści i kwitnącego krzewu czegoś pachnącego, a wir mnie porwał. Chyba czas wyskoczyć. Tak jak zrobił to Warszawiak, w Następnym do Raju, u Hłaski. Zwolnij waść, bo ja wysiadam. Świat niech pędzi, ja posiedzę na ławce, albo na gałęzi. Za piękny jest, żeby go zbyć tylko dobrą zabawą. Pomalutku, w ciszy, może w milczeniu. Nie ma pośpiechu, gringo.
Tu chodzi o coś więcej...

W. Łysiak. Kielich, rozdział I:

"Połóż palce na moich zimnych wargach, a zrozumiesz bogactwo milczenia. Cisza jest główną poezją, świętem między ludźmi(...)reszta jest prozą niekompatybilnych kaprysów i niekoniecznych urojeń. Musisz zatem zrozumieć, że prawdziwa cisza ma brzmienie muzyczne, i powiem ci dlaczego: bo klucz do prawdziwej poezji to melodia słyszalna jak grzmot dzwonów. Każda prawdziwa poezja i każda prawdziwa cisza jest muzyką. Gdy nią nie jest - nie jest ani poezją, ani ciszą, lecz paplaniną i gwarem. Zgrzytając siekaczami kontestujesz bieżącą trywialność, miast trzymać zęby na smyczy i cichutko kontemplować niezwykłość."


Książkę, zwłaszcza pierwszy rozdział, który wprowadza niesamowity nastrój polecam wszystkim, chcącym na chwilę lub na zawsze wyrwać się ze szponów codzienności, która gdzieś tam głęboko bardzo ich męczy, choć boją się do tego przyznać, albo lękają się w ogóle coś z tym zrobić.
W życiu nurkuje się coraz głębiej, idzie coraz dalej, leci coraz wyżej. Tu nie ma ram w które można uderzyć głową, więc dlaczego sporo osób tkwi w miejscu? Albo wydaje im się, że podążają, choć tak naprawdę wcale się nie przemieszczają. To tło się rusza, oni stoją w miejscu. W jakiejś namiastce luksusu czy bogactwa. Choćby bardzo obfitej, to wciąż namiastce. Siedzą i aż się świecą od tego siedzenia, są jak posąg i jak posąg chcą być podziwiani przez otoczenie. Boją się krytyki, która jest katalizatorem rozwoju. Oni w ogóle chyba boją się rozwinąć siebie. Czasem tylko rozwiną skrzydła, żeby sobie pomachać. Bo ze skrzydłami jest się większym. Ale trzeba schować prędko, bo jeszcze je ktoś podetnie. Stoją. Nie idą. Nie szukają swojej ścieżki. Nie obchodzi ich prawda. A prawda zawsze jest dalej, głębiej i wyżej.

I wszyscy oni jednakowo boją się ciszy.
Boją się milczenia.
Boją się samotności.

Zawsze.



3 komentarze:

różowa pantera pisze...

Bo czasami jest się czego bać.

Znasz Stachurę? Polecam "Całą jaskrawość"

Jaśniepani pisze...

Ładnie to opisałeś. Jestem pod wrażeniem.

J pisze...

W życiu nie ma się czego bać.
I dlatego się boimy.

Stachurę znam. Jego twórczość już mniej. Jedynie 'Siekierezadę', a i to tylko z Kinematografii. Ale tyle wystarcza, żeby moc odczuć Wielkość.

***

Dziękuję.