Głodne dusze odchodzą głodne.

2.6.11

Tęsknisz do miejsc, w których nigdy nie byłeś. Do dźwięków, których nigdy nie słyszałeś. Do obrazów i przestrzeni niepoznanych przez Twoje zmysły. Do ścieżek, którymi nigdy nie chodziłeś, do nieba, pod którym nigdy nie spałeś, do ludzi twardych jak ziemia, z którymi nigdy nie zamieniłeś słowa. Do potoków, z których nigdy nie piłeś zimnej, górskiej wody, do sadów, z których nigdy nie ukradłeś jabłka.
Tęsknisz, Przyjacielu, do tego, czego nigdy nie miałeś.

Biją dzwony, słyszysz? Biją tak, że odciski na dłoniach pękają, że chmury pękają, by zjednać się z burzą. Byś zjednał się z burzą. Byś stanął pod bitwą powietrza, całował się w deszczu i łapał pioruny, albo klęczał i krzyczał grzmotem z tęsknoty wikinga za Valhallą. Jesteś metalem ciężkim i trudnym, synem ziemi, wiatru, wody i ognia. Niewolnikiem mgieł, dzieckiem bezdroży, potomkiem praojców, rzuconym na złą ziemię w złych czasach. Jesteś i będziesz wyklęty, Banito Ciszy.

Jesteśmy straceni, wszyscy, bo nie ma dla nas miejsca w gospodzie, ani w grocie, ani w stajni. Boimy się. Wciąż uciekamy. Przeklinamy szeptem, gdy widzimy piękno, wspinamy się na drzewa, gdy chcemy zobaczyć go więcej. Zgubiliśmy serca w górach. Dlatego one tam teraz, dlatego my tutaj uschnięci. Szukamy sedna w poezji słów, zbliżając się do prawdy bez ostatecznego rezultatu. Czekamy na Ragnarok jak na świt. Błądzimy po omacku. Nie ma już prawdziwych szaleńców i my też nimi nie jesteśmy. Śnimy sobie smacznie deliryczne sny, myśląc czy kiedyś zacznie dla nas lepiej być.
My, ucywilizowani Indianie, samotne wilki w podartych spodniach, krzyczymy.



Brak komentarzy: